Historia Sydonii obrosła wieloma legendami i mitami. Jej losy, choć opisywane przez wielu, do dzisiaj pozostają niejasne, a relacje wątków z życia Sydonii stanowią bardzo skomplikowaną układankę. Poza istniejącą dokumentacją sądową i dokumentami będącymi w posiadaniu rodziny von Borcke, resztę powszechnie powtarzanych opowieści o Sydonii można potraktować jako domysł lub legendę. Historycy nie są nawet do końca zgodni co do roku jej narodzin. Co więc wiemy o Sydonii?
Wywodząca się z rycerskiego rodu o słowiańskich korzeniach, Sydonia urodziła się w roku 1534 lub 1540 (ta data figuruje w dokumentach sądowych) lub 1548 w Strzmielu. Tam, na zamku swojego ojca spędziła dzieciństwo. W wieku młodzieńczym podobno zamieszkała w Wołogoszczy jako jedna z dwórek Marii Saskiej, żony księcia pomorskiego Filipa I. Nie ma dowodów na to, że Sydonia faktycznie była dwórką w Wołogoszczy, ale przypuszczać można, że to prawda, skoro wiele lat później, mieszkając w Szczecinie, została oskarżona o rozsiewanie plotek o rozpustnych zwyczajach księcia Jana Fryderyka, których mogłaby być świadkiem właśnie w Wołogoszczy.
Wszystkie przekazy zgodnie mówią, że Sydonia wyróżniała się niespotykaną urodą i intelektem. Nie nam więc w to wątpić. Legenda głosi, że serce młodej dziewczyny zabiło dla Ernesta Ludwika – syna księcia Filipa I. Ernest Ludwik zdawał się odwzajemniać uczucie i czynił Sydonii nadzieję na rychły ślub i wstąpienie do rodu książęcego. Jednak do ślubu nigdy nie doszło. Za namową rodziny i radców, kierując się interesami dynastii posłał swatów na dwór niemiecki i po pewnym czasie ożenił się z córką księcia brunszwickiego – Zofią Jadwigą. Odrzucona i zraniona Sydonia miała opuścić zamek i przekląć ród Gryfitów, rozpoczynając tym samym swoją długą tułaczkę.
Opowieść tę podważa w swojej książce „Tajemnice Pomorza” dr Janina Kochanowska. Według autorki wersja o uwiedzeniu Sydonii przez Ernesta Ludwika jest mało prawdopodobna z tytułu dużej różnicy wieku. W tym momencie kluczowa staje się faktyczna data narodzin Sydonii, której niestety nie znamy. Ernest Ludwik urodził się w 1545, więc jedynie przyjęcie roku 1548 jako datę urodzin Sydonii, uprawdopodobniłoby legendę o romansie z Ernestem Ludwikiem. W przeciwnym razie, Sydonia byłaby starsza od księcia o 5 lub nawet 11 lat. A co jeśli data urodzin Sydonii została zmieniona właśnie po to, aby lepiej wpasować się w historię romansu z młodym księciem? Dr Kochanowska wysuwa inne podejrzenie, że to być może sam ojciec Ernesta Ludwika – Filip I – zawrócił w głowie młodej dwórce i dał nadzieję na książęcą opiekę. Książę Filip zmarł w 1560 roku, zaledwie 3 lata po wielkim pożarze, który zniszczył zamek w Wołogoszczy. Sydonia miała zatem 26 lub 20 lat, gdy została odprawiona z dworu książęcego. Co ciekawe, większość źródeł podaje, że Sydonia opuściła dwór wołogoski po zaręczynach/ślubie Ernesta Ludwika z Zofią Jadwigą. Książę poślubił jednak córkę księcia brunszwickiego dopiero w 1577, czyli Sydonia miałaby wtedy 43, 37 lub 29 lat. Biorąc pod uwagę, że Anna Jagiellonka poślubiła Bogusława X, gdy miała lat 15, to Sydonia, jak na tamte czasy, zdecydowanie nie była już pierwszej młodości. Wydaje się więc to być kolejnym argumentem przeciw rzekomemu romansowi z Ernestem Ludwikiem.
Tak czy inaczej, wraz z siostrą Dorotą wróciła do rodzinnego zamku w Strzmielu. Po śmierci rodziców majątek rodowy przejął brat Sydonii – Ulrich. Miał on zapewnić siostrom opiekę, a w razie wyjścia za mąż wypłacić posag. Nie jest jednak tajemnicą, że majątek Borcków był wtedy już zrujnowany i Ulricha najzwyczajniej nie było stać na wywiązanie się ze zobowiązań wobec sióstr. Można więc się zastanawiać, czy powodem staropanieństwa obu sióstr, tak jak głosi większość przekazów, była faktycznie ich duma czy też brak pieniędzy?
Przez długie lata siostry procesowały się z bratem o majątek. Po ślubie Ulricha z Otylią von Dewitz, opuściły Strzmiele. Opiekunami sióstr zostali Martin i Hasse von Wedel z Krzywnicy. Od tej pory to oni reprezentowali siostry w sporach prawnych z bratem.
Siostry zamieszkiwały w wielu pomorskich miejscowościach, takich jak Krępcewo, Stargard, Resko, Szczecin. Nigdy nie posiadały własnego mieszkania. Zatrzymywały się u rodziny, lub pomieszkiwały w wynajętych izbach, nieustannie starając się odzyskać to co prawnie im się należało. Dwukrotnie przeżyły pożar, w którym straciły cały swój dobytek. Nie pomagało wstawiennictwo krewnych z rodu von Wedel, ani działania egzekutorów książęcych.
W 1600 roku umarła siostra Sydonii, Dorota. Od tej pory kobieta sama musiała zmagać się z wszelkimi trudnościami. Dwa lata później zmarł brat Sydonii, Ulrich. To jednak nie zakończyło jej problemów. Spadkobiercą Ulricha został, nie jego syn Otto, lecz kuzyn Jobst von Borcke. Można przypuszczać, że Ulrich zadłużył się u rodziny i spadek po nim potraktowano jako spłatę długu. Otto odziedziczył jedynie zobowiązania finansowe wobec Sydonii. Jak można przypuszczać, nie było mu na rękę utrzymywanie podstarzałej ciotki. Zapadła więc decyzja o umieszczeniu jej w domu dla panien w Marianowie.
Były klasztor w Marianowie po reformacji, tak jak większość majątku kościelnego, uległ sekularyzacji i przeszedł w ręce książęce. Mieszkającym tam siostrom zakonnym pozwolono jednak w nim zostać, dając możliwość umieszczania w placówce dobrze urodzonych kobiet, które były w podobnej sytuacji do Sydonii. Tak właśnie się wtedy postępowało z niewygodnymi córkami, kuzynkami, ciotkami, na których utrzymanie nikt nie chciał łożyć, a tym bardziej wypłacić posagu w razie ewentualnego ślubu. Przyjęcie do takiego domu było również odpłatne, jednak zdecydowanie bardziej korzystne finansowo dla rodziny, która chciała pozbyć się problemu.
Pomimo początkowego uznania, jakie Sydonia zdobyła wśród współpensjonariuszek, po krótkim czasie wiele z nich obróciło się przeciwko niej. Było to podobno spowodowane kłótliwością i zarozumialstwem Sydonii. To cechy często przypisywane kobietom silnym i niezależnym. Możemy przypuszczać, że Sydonia, będąca w sile wieku, radząca sobie przez całe życie sama, nauczona była niezależności i nie chciała się być może podporządkować regułom obowiązującym w byłym klasztorze. Otoczenie uznało ją więc za kłótliwą, wredną babę.
Jakby tego było mało, Sydonia trudniła się warzeniem piwa, ziołolecznictwem, a jej najlepszymi przyjaciółmi był jej kot – Chim oraz pies – Jürgen. Poza tym, nawiązała znajomość z lokalną zielarką Wolde Albrechts, która utrzymywała się z ziołolecznictwa i żebractwa. Wszystko to było niezwykle podejrzane.
W tym czasie, na książęcym dworze, śmierć kolejnych książąt zagrażała kontynuacji rodu. Gdy spojrzeć na drzewo genealogiczne Gryfitów, faktycznie wydaje się niewiarygodne, że dynastia ta stanęła w obliczu wymarcia.
Poczynając od Bogusława X, książę miał ośmioro dzieci, w tym pięciu synów. Jednak tylko dwoje z jego synów, miało potomków. Był to Jerzy I (dwóch synów i dwie córki) oraz Barnim IX (siedmioro dzieci, w tym jeden syn). Kontynuację dynastii zapewnił syn Jerzego I, książę Filip I, który doczekał się z Marią saską aż dziesiątki dzieci (w tym 7 synów). Jego syn, Bogusław XIII miał aż jedenaścioro dzieci (w tym 6 synów). Jakiego „pecha” musieli mieć Gryfici, że spotkała ich ekstynkcja? W końcu książęta zapewne zdawali sobie sprawę z odpowiedzialności jaka na nich ciążyła i jak widać kilku z nich wzięło sobie tę odpowiedzialność do serca. Co się więc stało? Jedni składają wymarcie dynastii na karb chorób genetycznych. Inni węszą spisek brandenburski.
Teoria spisku zorganizowanego przez brandenburczyków wcale nie jest bezpodstawna, bo na mocy układu pyrzyckiego, w razie bezpotomnej śmierci Gryfitów, Księstwo Pomorskie przeszłoby w ręce brandenburskie.
Jednak teorią, która zdobyła najszersze powodzenie w XVII w. była ta o klątwie, rzekomo rzuconej na cały ród książęcy. A któż tę klątwę miał rzekomo rzucić? Nie kto inny jak nieszczęsna Sydonia, odprawiona z dworu ze złamanym sercem. Zraniona duma i uczucia miały pchnąć ją do przeklęcia całej dynastii Gryfitów, która powoli zaczęła wymierać.
Pierwsze oskarżenie miało miejsce w roku 1612, a kolejne w 1619. Sydonię posądzano o konszachty z diabłem, uprawianie magii, napuszczenie psa na dziecko i wiele innych. Sydonię 18 października przewieziono z Marianowa na przesłuchania do zamku Oderburg stojącego niegdyś w okolicach dzisiejszego Grabowa. 2 grudnia podjęto śledztwo o czary, stawiając przy tym Sydonii 74 zarzuty. Większość z nich była absurdalna i całkowicie zmyślona. Nie przeszkodziło to jednak w zeznaniach wielu świadków, którzy je potwierdzali. Jaki mieli interes oskarżyciele Sydonii? Czy naprawdę tak jej nienawidzili? A może zostali przekupieni przez jej kuzyna Jobsta von Borcke, który po jej śmierci miałby wreszcie święty spokój od wszelkich roszczeń i awantur sądowych.
Sydonia nie przyznawała się do stawianych jej oskarżeń. Jednak długie tortury spowodowały, iż potwierdziła, że uprawiała czarną magię. Po lekkim otrzeźwieniu i nabraniu sił, zaprzeczyła wcześniejszym zeznaniom, co przyczyniło się do kolejnych tortur. Sydonia przyznawała się kilka razy po czym odwoływała zeznania. W końcu, w roku 1620 zapadł wyrok o egzekucji. Jako, że wywodziła się z rycerskiego rodu zdecydowano, iż Sydonię się zetnie (przywilej przysługujący z tytułu urodzenia) a następnie spali na stosie zwłoki (według procedury postępowania z czarownicami). Tak też się stało.
72 lub 80 lub 86 – letnią Sydonię ścięto toporem 19 sierpnia 1620 roku pod murami ówczesnego Szczecina w okolicach dawnej Bramy Młyńskiej (w pobliżu dzisiejszej Księgarni Zamkowej). Zwłoki prawdopodobnie spalono i rozrzucono po polach, co często czyniono w przypadku osób oskarżonych o uprawianie czarów. Istnieją też zapiski jakoby Sydonia miała zostać pochowana na starym cmentarzu dla biedoty poza murami miejskimi (obecnie ulica Sowińskiego).
Sydonia zginęła tragicznie, jednak pozostała jej rzekoma klątwa. Książę Franciszek zmarł w dwa miesiące po egzekucji, tak jak przepowiadała mu podobno Sydonia podczas jednego z przesłuchań. W 1622 roku odszedł ze świata książę Ulryk, a w 1626 roku książę Filip Juliusz. 17 lat po śmierci Sydonii skonał ostatni z rodu Gryfitów – Bogusław XIV. Z kolei Księstwo Pomorskie dostało się w ręce Szwedzkie i brandenburskie. Tak skończyły się czasy panowania rodu Gryfitów i zrodziła się legenda Sydonii – kobiety, która go zniszczyła.
Co więc jest fascynującego w tej historii? Być może to, że jest to przykład, jeden z wielu, niesprawiedliwości jaka dotykała kobiety. Jest on jednak o tyle zastanawiający, że jak widać, nawet wysokie urodzenie nie stanowiło żadnej ochrony. Całe życie Sydonii było wielką walką o należne jej prawa i majątek. Bez męskiego opiekuna takiego jak ojciec, brat, mąż, kuzyn itd. kobieta nie mogła funkcjonować samodzielnie w przestrzeni publicznej. Sydonię i Dorotę w ich sporach z Ulrykiem zawsze reprezentowali krewni mężczyźni. Jeśli dobro sióstr nie leżało w interesie krewnych, a tak zapewne było, to ich sprawy nie były należycie prowadzone. Poza tym, kobiety były narażone na wykorzystanie ich słabszej pozycji ze strony męskich krewnych, tak jak się to stało w przypadku Sydonii i Jobsta von Borcke. Jedynie małżeństwo zapewniało kobiecie pewną „ochronę”. Sydonia była tej „ochrony” pozbawiona. Czy to z własnego wyboru, czy też z powodów finansowych, tego się możemy jedynie domyślać. Walka, którą toczyła przez całe życie zakończyła się okrutną przegraną, gdy stała się ofiarą najstraszliwszej głupoty lub też najpodlejszej intrygi.
Jedyną osłodą dla nas w tym wszystkim jest chyba to, że to Sydonia do dziś jest natchnieniem dla artystów i działa na wyobraźnię odbiorców. Jest bohaterką romansów, obrazów, powieści.
W połowie XIX wieku niemiecki pastor Johann Wilhelm Meinhold zafascynowany losem pięknej Sydonii napisał powieść pt. „Sidonia von Bork – die Klosterhexe” (Czarownica Klasztorna). Meinhold w swej obszernej powieści opisuje całe życie Sydonii od jej dzieciństwa aż do skazania na śmierć. Przedstawia on Sydonię jako piękną kobietę, w której każdy gotów był się zakochać. Jako kobietę złą, okrutną i przebiegłą. Powieść została przetłumaczona na angielski przez matkę Oscara Wilde’a – Lady Jane Wilde w roku 1849 (pt. 'Sidonia The Sorceress’). Wersja angielska tej gotyckiej powieści trafiła na podatny grunt – otóż w tym czasie na wyspach brytyjskich rozwijał się w malarstwie ruch Prerafaelitów, którzy zafascynowani byli mieszanką piękna i zła obecną również w książce. Zainspirowany Edward Burne-Jones namalował dwa portrety – 'Sidonia von Bork’ i 'Clara von Bork’. Na tym pierwszym Sydonia przedstawiona jest z miną przebiegłej intrygantki. W tle widać przyszłe ofiary Sydonii – na drugim planie księżną wołogoską Marię (żonę Filipa I). Symboliczny pająk w roku obrazu trzyma tasiemkę z sygnaturą artysty. Napis figurujący na pergaminie, na dole z prawej strony – 'Sidonia von Bork; 1560′ sugeruje, że Sydonia ma na nim 20 lub 26 lat. Drugi obraz przedstawia cnotliwą kuzynkę Sydonii. Obecnie oba portrety znajdują się w Tate Gallery w Londynie.
Malując ten obraz Edward Burne-Jones zapewne wiedział o podwójnym szczecińskim portrecie Sydonii z XVII w., którego kopię możemy dzisiaj oglądać w Muzeum Pomorza Zachodniego, w sali książęcej. Oryginał obrazu, którego dzieje są dzisiaj nieznane, był prawdopodobnie dziełem Lucasa Cranacha. Nie ma jednak pewności, czy przedstawiona na nim postać była faktycznie podobizną Sydonii, czy może jednym z dzieł malarza, które rodzina Borków przedstawiała tylko jako jej portret. Jeżeli wierzyć, że portret przedstawiał faktycznie Sydonię to legenda głosi, że było to odwzorowanie bardzo wierne. Na obrazie widzimy ją jako piękną młodą dziewczynę oraz jako starą zgorzkniałą kobietę.
Meinhold we wstępie do swojej książki opisuje szczeciński portret (który twierdzi zresztą, że widział na własne oczy na zamku Hrabiego von Bork). Niemiecki pastor jest przekonany o autentyczności tego właśnie portretu. Ponadto autor dokładnie opisuje napis, który ma się znajdować na odwrocie portretu i według którego postać stojąca za młodą Sydonią została domalowana, na polecenie Franciszka I, przez innego malarza w czasach kiedy Sydonia była już starą kobietą uwięzioną w zamku Oderburg. Pisarz wierzy, iż w postaci młodej Sydonii widoczny jest wpływ szkoły Lucasa Cranacha, z kolei malowidło staruszki jest wg Meinholda niezaprzeczalnie wzorowane na malarstwie Rubensa. Meinhold tak opisuje postać młodej Sydonii ze szczecińskiego portretu:
„Jej oczy i usta nie są przyjemne dla oka, pomimo ich wielkiej urody – w ustach, szczególnie, można odkryć wyraz zimnej jadowitości.”
Co zaś dzieje się dzisiaj z samą Sydonią? Czy naprawdę odeszła? Niektórzy twierdzą, że w księżycowe noce snuje się w białych zwiewnych szatach po tarasie zamku wzdłuż murów… nazywają ją białą damą szczecińskiego zamku.